Historia Kolubusa, pierwszego mieszkańca naszej Trójwsi, który podbił Amerykę, do dziś budzi podziw i zaciekawienie. W ubiegłym roku nasze koronczarki również zawojowały ten daleki kontynent. Wielka wyprawa była jak sen na jawie.
Przygotowania do niej trwały trzy lata. Pierwszą wiadomość z Kalifornii otrzymałam zaraz po powrocie z EXPO 2020 w Dubaju. Kazimiera Kaźmiak, przeczytawszy artykuł o naszej Czasowej Wystawie Województwa Śląskiego w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, postanowiła zaprosić Centrum Koronki na Dożynki do Yorba Linda. Jeszcze nie ochłonęłam po jednej dalekiej podróży, a już na horyzoncie pojawiła się kolejna. Z jednej strony byłam zachwycona, z drugiej – przeraził mnie koszt całego przedsięwzięcia. Miałam zorganizować pokaz mody, wystawę i warsztaty, co oznaczało konieczność wyjazdu całego zespołu. Organizator zapewniał noclegi, wyżywienie oraz przejazdy na miejscu, ale reszta była po naszej stronie. Wydawało się to poza zasięgiem. Szukałam różnych sposobów na zdobycie finansowania, ale nie było to łatwe. Ostatecznie upór i perfekcyjna organizacja góralek zapewniły sukces wyprawy. Danuta, Wiesława i Anna Juroszkowe oraz Edyta Zawada ze mną na czele, każda na własny rachunek, zainwestowały w bilet, by promować nasze narodowe dziedzictwo w Stanach Zjednoczonych.
Do samolotu zapakowałyśmy Największą Koronkę Koniakowską Świata, 20 metrowych serwet na metalowych obręczach oraz koronkowe suknie. Całość wystawy i pokaz mody najpierw zaprezentowałyśmy na 45. Polskich Dożynkach – największym wydarzeniu organizowanym przez Polskie Centrum Polonijne im. Jana Pawła II w Yorba Linda. Polonia z wielu stron specjalnie przyjeżdża na tę uroczystość, a Amerykanie uwielbiają ją głównie za domowe jedzenie: pierogi, kiełbasę, gołąbki i polskie piwo. Na to czekają cały rok.
Przez pięć dni montowałyśmy wystawę, stoisko, na którym prowadziłyśmy warsztaty heklowania, oraz przeprowadzałyśmy próby z modelkami. Nie ukrywam, że dla mnie samej było to ogromne wyzwanie. W sobotę i niedzielę, 21 i 22 września 2024 r., zaprezentowałyśmy naszą sztukę koniakowskiej koronki przed 10-tysięczną publicznością. Największa Serweta stanowiła centralny punkt wydarzeń, wzbudzając zachwyt, zaskoczenie i niedowierzanie, że została wykonana ręcznie. Każdy chciał mieć zdjęcie na jej tle – a nawet doszło do spektakularnych zaręczyn! O koronkach zrobiło się tak głośno, że zainteresowała się nami telewizja California Live NBC, która nagrała z nami program dzień przed Dożynkami. Wszyscy byli pod wrażeniem, śmiali się, że telewizji nie mieli chyba od 20 lat, a wystarczyło zaprosić koronczarki, by od razu cała Ameryka dowiedziała się, co się szykuje w Kalifornii. Dało to tak wielki rozgłos, że śmiało mogę stwierdzić – zapewniłyśmy rekordową frekwencję na Dożynkach!
Na wydarzeniu pojawiły się także prawdziwe gwiazdy, m.in. Iwona i Reggie z programu „Żony Hollywood”. Największą niespodzianką było jednak spotkanie krajana z Istebnej – Marka Probosza. Miał stoisko tuż obok naszego, gdzie promował swoją planowaną sztukę w Los Angeles. My również zostałyśmy zaproszone do Miasta Aniołów – do Polskiego Konsulatu Generalnego w Los Angeles, gdzie niezwykle ciepło przyjęła nas Konsul Paulina Kapuścińska oraz Kierownik Referatu ds. Polonii, Komunikacji i Dyplomacji Publicznej, pan Mateusz Gmura.
Mimo napiętego grafiku nasi gospodarze zadbali o to, byśmy mogły także zwiedzić okolicę. Byłyśmy pod wrażeniem ogromnej serdeczności i gościnności, jaką nas obdarzono. Marysia i Jurek, u których nocowałyśmy w pięknej willi, dbali o nas jak o własne dzieci. Pyszne, zdrowe śniadania, kolacje i długie wieczorne rozmowy pozostaną niezapomniane. Znajomi gospodarzy wymieniali się w roli przewodników, by pokazać nam jak najwięcej. Odwiedziłyśmy m.in. słynną misję San Juan Capistrano, wybudowaną w 1776 roku przez hiszpańskiego mnicha. Kąpałyśmy się w Pacyfiku, odwiedziłyśmy ekskluzywną przystań w Dana Point, spacerowałyśmy po słynnym molo w Santa Monica i po luksusowych ulicach Beverly Hills, zaglądając do butików takich marek jak Christian Dior, Dolce & Gabbana i Valentino. Wspięłyśmy się pod słynny napis „HOLLYWOOD” i przeszłyśmy Aleją Gwiazd, zdobywając tym samym swoją – dla Koronki Koniakowskiej!
Na zakończenie pobytu w Kalifornii Kazia i Marysia zorganizowały dla nas niezapomniane pożegnanie. Nie wiem, czy nie było huczniejsze niż same Dożynki! W ich pięknej willi z basenem zebrało się niemal 40 przyjaciół, by nas pożegnać. To było naprawdę wzruszające.
Po tak intensywnym tygodniu można by pomyśleć, że nadszedł czas na odpoczynek. Nic bardziej mylnego! Przed nami była jeszcze wyprawa na kolejną wystawę i pokaz mody – tym razem w Las Vegas. Spakowałyśmy wszystko do samochodu i wyruszyłyśmy z mężem Kazi Markiem, naszym „osobistym” kierowcą, w dalszą drogę. Do stolicy świateł i hazardu dotarłyśmy późnym popołudniem. Wystawa i spotkanie były zaplanowane na ten sam dzień, 26 września, na godz. 20:00. Tempo przygotowań było więc zawrotne. W trzy godziny musiałyśmy zaaranżować ogromną salę gimnastyczną Polskiej Szkoły w Nevadzie, przećwiczyć pokaz z modelkami i dopracować całość wydarzenia. Było naprawdę gorąco – dosłownie i w przenośni, bo temperatura przekraczała 40 stopni Celsjusza. Ale dałyśmy radę!
Punktualnie o 20:00 zebrała się publiczność, która z zachwytem obejrzała nasz program. Dodatkowo wygłosiłam wykład i przedstawiłam filmy o historii koronki koniakowskiej. Po pokazie czekało nas jeszcze pakowanie i nocleg u Iwony, która nie tylko zorganizowała wydarzenie, ale i ugościła nas w swoim domu. Byłyśmy wykończone – dlatego nasze miny mówiły wszystko, gdy Iwona z entuzjazmem oznajmiła, że ma dla nas niespodziankę: „Będąc w Las Vegas, nie możecie nie zobaczyć nocnych świateł miasta!” Włączyła Elvisa Presleya i ruszyła w trasę… A my marzyłyśmy tylko o jednym – żeby iść spać!
Ciąg dalszy nastąpi…
Lucyna Ligocka-Kohut


























































































































